którym rzeczywiście można się było dopatrzyć i państwowego umysłu francuskiego diuka, i
zapamiętałej żarliwości raskolnickiego męczennika, a bodajże i srogości kastylijskiego pogromcy zła. Mitrofaniusz nie odpowiedział uśmiechem na żart, rozmyślnie sucho przedstawił niepokojące zjawiska w Nowym Araracie i bez zbędnych słów objaśnił młodemu człowiekowi sens polecenia, na zakończenie zaś oznajmił: – Wedle pragmatyki służbowej audytor konsystorski zawiaduje nie tylko księgowością, ale i innymi diecezjalnymi sprawami, wymagającymi szczególnej kontroli. Jedź więc i skontroluj. Liczę na ciebie. Historii o błąkającym się nad wodami Czarnym Mnichu Aleksy Stiepanowicz z początku słuchał z nieufnym zdziwieniem, jakby się obawiał, że biorą go na fundusz, i nawet dwa razy wtrącił jakieś złośliwe uwagi, ale potem zrozumiał, że rozmowa jest poważna, i pokpiwać przestał, chociaż od czasu do czasu nie bez ostentacji unosił brew. Wysłuchawszy wszystkiego do końca, pomilczał chwilę, pokiwał głową i, jak się zdaje, doskonale zrozumiał „dwoistość” powodów stojących za nieoczekiwaną decyzją protektora. Uśmiechnął się pulchnymi wargami, od czego na rumianych policzkach utworzyły się urocze dołeczki, i z zachwytem rozłożył ręce. – No i chytrus z naszego biskupa Autun: od jednego zamachu dwóch zbójców do piachu. Chce wasza przewielebność znać moje zdanie na temat tych tajemnic? Ja sobie myślę, że... – „Ja” to u nas, w Rosji, ostatnia litera alfabetu – przerwał chłopakowi przewielebny, któremu porównanie z Talleyrandem spodobało się jeszcze mniej niż mianowanie go wielkim inkwizytorem. – Za to az po cerkiewnemu też znaczy, „ja” i w alfabecie stoi na pierwszym miejscu – chwacko odgryzł się Lentoczkin. Mitrofaniusz zachmurzył się, dając wesołkowi poznać, że posuwa się już za daleko. Przeżegnał młodzieńca i powiedział cicho: – Jedź. I niech cię Bóg ma w swej opiece. Część pierwsza WYPRAWY NA KANAAN Wyprawa pierwsza Przygody prześmiewcy Aleksy Stiepanowicz nie zbierał się długo do drogi i już na drugi dzień po rozmowie z przewielebnym wyruszył na swoją tajną wyprawę, bardzo surowo napomniany, by relacje z niej przysyłał nie rzadziej niż raz na trzy dni. Droga do Nowego Araratu, z oczekiwaniem na parowiec w Modrooziersku i z następującą potem żeglugą włącznie, trwała cztery dni, a pierwszy list przyszedł równo po tygodniu, co dowodziło, że przy całym swoim nihilizmie Alosza to wysłannik, na którym można polegać, ściśle wykonujący polecenia. Władyka był bardzo rad z takiej punktualności i z samego raportu, a najbardziej z tego, że nie pomylił się co do chłopaczka. Wezwał do siebie Berdyczowskiego i siostrę Pelagię i przeczytał im całą epistołę na głos, chociaż od czasu do czasu krzywił się na niemożliwie rozbuchany styl. * * * Pierwszy list Aleksego Stiepanowicza Do najdostojniejszego arcybiskupa Turpina od jego wiernego paladyna, wysłanego na bój z czarnoksiężnikami i Saracenami O pasterzu nad podziw mądry i surowy, O postrachu zastarzałych zabobonów, Gwiazdo wiary, miłości i dobra, Obrońco sierot, pysznych prześladowco! Do stóp Twych składam dzisiaj najpokorniej Opowieść mą niewymyślną i prostą. Ahoj! Gdy na wózeczku, trzęsąc się, skrzypiącym Królestwo Zawołżskie przemierzałem